Metoda na leszcze
Wydawać by się mogło, że o rybach, w tym o leszczach, napisano przez 400 lat (!) już prawie wszystko. Więc dlaczego okazowe ryby łowi się tak rzadko? Gdyż one nigdy do końca nie zdradzą wędkarzom swoich tajemnic. I właśnie to ciągnie nowe rzesze ludzi do naszego hobby. Nic nie jest w nim przewidywalne i oczywiste.
Niejednokrotnie zastanawiałem się nad tym, gdzie najłatwiej złowić rekordową sztukę. Do niedawna sądziłem, że są to jeziora i zbiorniki zaporowe. Lecz studiując tabele połowów rekordowych leszczy z ostatnich lat, zauważyłem gwałtowny wzrost zgłoszeń wielkich „łopat” z rzek.
Najskuteczniejszą metodą łowienia w obu typach akwenów jest bez wątpienia gruntówka. I właśnie o niej chciałbym napisać, gdyż ostatnio spotkałem się z nowatorskim zastosowaniem tej techniki w wodach stojących.
Przygotowania
Wybrane łowisko powinno pozwalać na swobodne operowanie dwuręcznym, ciężkim feederem długości minimum 3 m. Jego top (jeśli w zestawie nie ma odpowiednich) warto pomalować akrylem na dobrze widoczny kolor. Podpatrywani przeze mnie wędkarze stosowali wędki Kongera, do 100 g wyrzutu, o długiej, ponad 60 cm rękojeści. Doczepiony kołowrotek mieścił 300 m ciemnej plecionki o średnicy 0,16 mm. Dobrana ona była pod charakter łowiska. Otwarty koszyk zanętowy miał duże oczka, przez które bez problemu przelatywało ziarno kukurydzy. Zawieszony był na krótkiej, prostej rurce antysplątaniowej, która miała bardzo dużą średnicę wewnętrzną (mniej więcej taką, jak słomka koktajlowa). Blokowana ona była od strony przyponu odpowiedniej wielkości stoperem. Łącznik stanowił łożyskowany krętlik. Trzydziestocentymetrowy, żyłkowy przypon 0,22 mm zakończony był hakiem numer… 1 i 2 z mikrozadziorami na długim trzonku! Koledzy, wstrzymajcie wybuch śmiechu, zaraz wszystko się wyjaśni.
Zanęcanie
Zanętę stanowiła duża kukurydza konserwowa wymieszna z atraktorem kurkumowo-cynamonowym firmy „Trofeum” i sporą ilością kleju. Pakowali to do koszyka zanętowego, a następnie wsadzali w kawałek siatki PV (dodatkowe wzmocnienie przed silnym wyrzutem). Nęcili i donęcali mocnymi procami i „kobrami”. Mieli w tym wielką wprawę. Za skuteczne uważali minimum pięciodniowe, niezbyt obfite „dywanowanie”.
Pora wrócić do haków. Były takie wielkie, ponieważ przynętą była spora rosówka! Używali haków Worm 36 „Experta”. Pierwszy raz takie haki widziałem. Mikrozadziory utrudniały rosówce zsuwanie się z haka.
Spytałem, dlaczego nie łowią na „kanapkę” z kukurydzą, skoro nią nęcą. Okazało się, że za pomocą procy punktowo strzelali także połówkami rosówek zawiniętymi w cieniutką, brązową serwetkę, którą wkładali do rozpuszczalnego woreczka. Obciążeniem był kamień! Takie nęcenie eliminowało skutecznie brania drobnych ryb.
Łowimy
Chłopaki mieli wszystko dopracowane! Wygodne, wypoziomowane fotele z podkładkami nie męczyły kręgosłupa. Topy wędek, ustawionych równolegle do wody z półmetrowym przesunięciem, wędkarze mieli na wysokości oczu, co pozwalało na ciągłą obserwację i szybkie zacięcie. I teraz najważniejsze! Żyłki na feederach nie były naprężone. Miały lekki luz, żeby duży leszcz miał szansę na pewne połknięcie przynęty. Widziałem tylko dwa brania i przypominały wolne naciąganie łuku. Były bardzo pewne.
Na pewno jest to metoda warta zainteresowania. Jest niezwykle selektywna, a stosowanie rosówki może sprawić miłą niespodziankę ciekawym przyłowem. Jej wadą jest natomiast to, że trzeba dobrze znać łowisko i poświęcić mu sporo czasu. Ale cóż, „bez pracy nie ma kołaczy”.
Na koniec jeszcze trzy sprawy. Obiecałem moim kolegom po kiju, że nie zdradzę ich łowiska. Dotrzymałem! Poza tym serdecznie dziękuję za pomoc w napisaniu tego artykułu oraz za to, że wypuszczają wszystkie wielkie, złowione ryby…
Tekst Piotr Berger
Materiał umieszczono na stronie ZPW dzięki uprzejmości Redakcji Wiadomości Wędkarskich tel.: +48 (22) 620 69 03, fax: +48 (22) 620 50 84, e-mail: redakcja@ww.media.pl