Polacy w Anglii kradną ryby?

Polacy w Anglii kradną ryby? – Brytyjskie media alarmują, że nielegalny połów ryb przez imigrantów z Polski może wkrótce spowodować katastrofę ekologiczną. Z wód lądowych w Anglii i Walii mogą zniknąć wszystkie ryby. To propaganda – odpowiadają polscy wędkarze. W „The Telegraph” z 6 sierpnia 2006 roku w artykule „Gniew na imigrantów, którzy zjadają ryby” (Fury as migrants anglers ‚eat the fish’) czytamy, że brytyjscy wędkarze obwiniają imigrantów ze Europy Wschodniej o spowodowanie znacznego spadku liczby ryb w rzekach i jeziorach.

„Zamiast wrzucać złowione ryby z powrotem do wody, nielegalnie je zatrzymują, aby przyrządzić z nich posiłek” – pisze gazeta. Sugeruje też, że z tego powodu brytyjska Agencja Ochrony Środowiska wzmocniła ochronę wód lądowych wysyłając specjalne uzbrojone patrole mające powstrzymywać złodziei od nielegalnego połowu.Cytowany przez „The Telegraph” redaktor czasopisma wędkarskiego „Angling Times”, Richard Lee, twierdzi, że gniew na imigrantów spowodowany trzebieniem przez nich rybostanu jest tak wielki, że wkrótce może dojść do aktów przemocy. – Skala kradzieży dokonywanych przez przybyszy jest przerażająca. Ci brytyjscy wędkarze, którzy do tej pory oddają jedynie strzały ostrzegawcze nad głowami kłusowników, mogą niedługo wycelować lufy swych karabinów prosto w nich – ostrzega Richard Lee na łamach poczytnego brytyjskiego tytułu.

Sprawa polityczna

W sprawie zabrał też głos członek brytyjskiego parlamentu z okręgu Reading West, Martin Salter. – Zjadanie złowionych ryb przez przybyszów z Europy Wschodniej to ich druga natura i nasze przekleństwo – powiedział gazecie „The Telegraph”. Wyraził nadzieję, że Agencja Ochrony Środowiska wytoczy kilka pokazowych procesów sprawcom kradzieży ryb, aby przekazać imigranckiej społeczności, że nie ma zgody na ich niecne postępowanie. Również poczytna gazeta „Daily Mail” z 13 września 2006 r. w artykule „Nowe prawo dla powstrzymania Polaków od wyjadania zasobów karpia” (New laws to stop Poles eating carp stocks) oskarża robotników przybyłych z Europy Wschodniej o plądrowanie zasobów ryb z brytyjskich rzek i strumieni. Nawet BBC News donosi we wtorek 13 września o narastających animozjach pomiędzy brytyjskimi i polskimi wędkarzami, którzy mieliby kraść złowione ryby w celach spożywczych. Brytyjski nadawca publiczny donosi też, że nad jeziorami Little Testwood i Nutsy w Totton, w których połowy zarezerwowane są dla członków klubu wędkarskiego Test Valley Angling Club, musiano wystawić specjalne tablice w językach Europy Wschodniej, w tym polskim, przestrzegające przed zabieraniem złowionych ryb do domu.

Zza biurka

Prasowe rewelacje potwierdza w rozmowie z „Polish Express” Dennis Meadhurst z Lee Anglers Consortium, który zajmuje się utrzymaniem rybostanu i kontrolą wędkarstwa nad londyńską rzeką Lee Navigation. – Przychodzi do nas mnóstwo wędkarzy z Polski – relacjonuje. – Kupują jednodniowe bilety na połowy ryb w akwenie pod naszym zarządem, więc od tej strony są w porządku – zapewnia. Niestety mają według niego ten niedobry zwyczaj zabierania ze sobą ryb, które złowili. – Mamy ogromne kłopoty z populacją ryb, więc staramy się informować wszystkich, że należy po złowieniu wypuszczać je wolno, niestety wielu Polaków się do tego nie stosuje – skarży się. Podobnych kłopotów nie chciał jednak potwierdzić nikt z londyńskiego stowarzyszenia wędkarzy London Anglers Association, ani z podlondyńskiego Sawbridgeworth Angling Society. – Docierają do nas raporty o tym, że niektórzy wędkarze zabierają ze sobą złowione ryby – przyznaje Louise Fishlee, dyrektor departamentu do spraw rekreacji British Waterways, zarządzającej szlakami wodnymi w Wielkiej Brytanii i udzielającej koncesji stowarzyszeniom wędkarskim na połowy w tych akwenach. – Nie wiemy jednak, kim są te osoby, ani jakiej są narodowości – podkreśla.

Polacy w Anglii kradną ryby?

Leszcz

W terenie Reporter Polih Express udał się więc nad londyńskie wody, aby osobiście zbadać sprawę. Nad Grand Union Canal wędkuje rodzina Brytyjczyków – tata, mama i nastoletni syn. – Każdy może tutaj łowić ryby – informuje mężczyzna. Dodaje jednak, że w zasadzie trzeba by mieć kartę wędkarską, którą można jednak bardzo tanio nabyć na każdej poczcie. – Nigdy jednak nie widzieliśmy, żeby ktoś tutaj kontrolował jej posiadanie – mówi. Złowione ryby wrzucają z powrotem do wody, zapewnia. Nie wyobraża sobie, żeby ktoś mógł je zabierać do domu i zjadać. Według niego są na to zbyt małe. Poza tym woda wygląda na niezbyt czystą. Nieopodal z wędką ustawioną na specjalnym stojaku wygrzewa się na słoneczku kolejny Anglik. – Nie mam karty wędkarskiej – wyznaje. – Ale jestem tu tylko na kilka godzinek, żeby zażyć świeżego powietrza – usprawiedliwia się. Według niego do domu można sobie zabrać do dwóch złowionych rybek. On jednak tego nie robi. – Zjadanie ich może zabić – ostrzega. ? Nie od razu, ale stopniowo, w ciągu wielu lat – tłumaczy. Nieco inaczej sytuacja wygląda w okolicach łowisk Walthamstow koło Tottenham Hale. Rezerwuary wody będące częścią systemu jej uzdatniania i należące do londyńskiego przedsiębiorstwa wodociągowego Thames Water są bardzo popularne wśród wędkarzy, gdyż zostały dla nich ostatnio specjalnie zarybione. – Przychodzi do nas wielu wędkarzy, w tym Polaków – referuje jegomość sprzedający bilety wstępu. – Staramy się wszystkich informować o tym, że ryb nie wolno zabierać ze sobą, niektórzy jednak zabierają. Polacy pewnie też – przypuszcza. Nie chce jednak komentować rewelacji, jakoby polscy wędkarze wyróżniali się jakoś szczególnie pod tym względem na tle ogółu.

Łakome kąski

Na pobliskiej rzeczce Lee Navigation ryby łowi dwóch chłopaków. – Tutaj ryby mogą być łakomym kąskiem, bo woda jest czysta – mówią. Wiedzą, że są tacy, którzy okazy zabierają ze sobą. Nie przypuszczają jednak, żeby byli to tylko Polacy. Nieco w górze rzeki ryby łowi jakiś Polak. Rzeczywiście ma ze sobą siatkę, do której wrzuca swoje zdobycze. Zapobiegliwie trzyma ją jednak zanurzoną w wodzie tak, że jej nikt nie widzi. – To, że Polacy wykradli stąd wszystkie ryby to propaganda – obwieszcza. – Tutaj od dawna nie ma żadnych ryb – narzeka. Łowi tutaj od trzech miesięcy i złowił może dwie wielkością nadające się do przygotowania z nich posiłku. – To Anglicy sami wyłapali wszystkie, a teraz nas oskarżają. Oni lepiej znają te wody, wiedzą gdzie i na co łapać – informuje. Sam widział, jak dwaj Anglicy łowili tutaj ryby. W wiadrze mieli może ze dwadzieścia sztuk. Wszystkie zabrali ze sobą, gdy odchodzili. Czy nie boi się, że ktoś go przyłapie na zabieraniu ryb? – A kto to skontroluje? Zawsze mogę powiedzieć, że te ryby, co tu trzymam, wypuszczę na wolność, jak będę szedł do domu – tłumaczy. Agenda rządowa W brytyjskiej agencji ochrony środowiska, Environment Agency słyszeli o problemie. – Otrzymaliśmy bardzo niewiele skarg na Polaków – informuje Adrian Westwood z biura prasowego Agencji. Według niego problem kradzieży ryb z rzek istnieje, jednak nie ma żadnych dowodów na to, że to właśnie Polacy czy inni imigranci przodują w tym procederze. – Wędkarze, gdy widzą, że ktoś kradnie ryby, myślą sobie, że to musi być imigrant z Polski, a to niekoniecznie jest prawda – tłumaczy. Ograniczenia są różne dla każdej rzeki. Na niektórych nie obowiązują w ogóle. – Inaczej jest w przypadku jezior prywatnych – informuje Adrian Westwood. – Tam wszystko zależy od zasad wyznaczonych przez właściciela. To najprawdopodobniej tam powstaje większość problemów związanych z kradzieżą ryb – podsumowywuje.

Twarde dane

Według danych Environment Agency w zeszłym roku w całej Anglii i Walii zgłoszono 314 przypadków nielegalnego połowu ryb. W 25 przypadkach zgłoszenia dotyczyły imigrantów. Oskarżenie wniesiono przeciwko 62 wędkarzom, z czego trzej byli pochodzenia innego niż brytyjskie. W tym roku w regionie Anglian znajdującym się na północny wschód od Londynu, którego dotyczyły doniesienia prasowe o kradzieżach dokonywanych przez Polaków, odnotowano do tej pory 10 zgłoszeń kradzieży ryb, które miały by być dokonane przez imigrantów. W tym samym okresie zeszłego roku takich zgłoszeń było 5.

Wędkuj legalnie !

Aby wędkować gdziekolwiek w Wielkiej Brytanii, należy wykupić licencję wędkarską. Można ją nabyć on-line pod adresem internetowym www.environment-agency.gov.uk, pod numerem telefonu 0870 1662 662 lub w urzędach pocztowych. Całoroczna licencja, która traci ważność 31 marca 2007 roku, kosztuje f.24 jeżeli chcemy łowić jedynie ryby słodkowodne, a f.65 jeśli mamy ochotę zapolować na łososie lub pstrągi, które migrują z mórz. W przypadku dzieci ceny te wynoszą odpowiednio f.5 i f.32. Licencja 8-dniowa na ryby słodkowodne kosztuje f.8,50 i f.20,50 na pozostałe. Jednodniowa licencja to koszt odpowiednio f.3,25 i f.6,75. Zazwyczaj z akwenów publicznych można zabrać 1-2 ryby, czasem jednak limit jest większy lub nie obowiązuje w ogóle. Nad akwenami prywatnymi lub oddanymi w gospodarowanie kołom wędkarskimi obowiązują dodatkowe opłaty ustalone przez gospodarzy oraz indywidualne limity połowów. Najczęściej jednak złowione ryby, po ich zważeniu, zmierzeniu i sfotografowaniu się z nimi, trzeba wrzucać z powrotem do wody.

Jaromir Rutkowski

Opublikowano za zgodąmoja wyspa

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments