Karol Zacharczyk – Najpierw może zastanówmy się, jak wśród tysięcy niedużych jezior znaleźć właśnie to z naprawdę grubymi linami. Z moich doświadczeń wynika, że dobrze rokujące linowe jeziorko powinno mieć co najwyżej kilka hektarów powierzchni. Choć z jednego brzegu musi też mieć jakieś trzęsawisko, bagno.
Jego dno ma być piaszczysto-muliste, miejscami lekko pofałdowane. Maksymalna głębokość jeziorka zupełnie nie jest ważna. Ładne liny łowiłem zarówno w płytkich jeziorkach dystroficznych, jak i w „pełnowodnych” jeziorach o charakterze sielawowym, których głębokość przekracza 30 metrów. Choć liny żyją wszędzie, to najładniejsze łowiłem w pełnych podwodnej roślinności jeziorach o naprawdę bardzo przejrzystej wodzie, z dużą, stabilną populacją szczupaka i dorodnego okonia.
Karol Zacharczyk
Gdy znajdziemy jezioro z dużą ilością szczupaka, możemy być pewni, że żyją w nim wspaniałe liny. Ja w maju na liny jeżdżę na Pomorze. Mam tam wszystko, co lubię: ciszę, spokój, no i nieskończony wybór naprawdę ciekawych i zasobnych w naturalne liny jeziorek, choćby na Pojezierzu Bytowskim w okolicy Miastka, Koczały lub Bobolic, na Pojezierzu Drawskim czy Barlineckim. Większość z nich zagospodarowana jest przez lokalne okręgi PZW lub Lasy Państwowe. Wśród wędkarzy panuje opinia, że aby skutecznie łowić liny, należy ich łowisko długo przygotowywać. Nie da się ukryć, że jest to prawda, ale… ja na to zwykle nie mam czasu. Dlatego właśnie wybieram małe jeziorka. Tam można najprościej wytropić dorodnego lina.
Ryby te bowiem swoje żerowiska zawsze zdradzają bąbelkami, a w zasadzie całą feerią wędrujących po jeziorze drobniutkich (o średnicy zaledwie kilku milimetrów) banieczek. Wystarczy tylko zjawić się tam o świcie, kiedy tafli jeziora nie marszczy jeszcze żadna fala. Trzeba pamiętać o tym, że lin jest niewiarygodnie bystrym, ostrożnym i cwanym przeciwnikiem. Każde nieostrożne stąpanie po brzegu, trzask łamiącej się gałęzi na pewno spowoduje, że złociste prosiaczki odpłyną w siną dal…
Karol Zacharczyk
Wytropiliśmy już liny i mamy nie lada problem – jak się do nich dobrać? Sposoby znam dwa. Jeden „starodawny” i późną wiosną naprawdę znakomity. Jest nim odległościówka z trochę przegruntowanym, mocnym zestawem z żyłką 0,18–0,20 mm, niedużym spławikiem o masie mniej więcej 2–3 g i odpowiednim do przynęty, ale zawsze solidnym haczykiem. Przynętami są: czerwony robak, kawałek ziemniaka, kilka ziaren kukurydzy, pęczek białych robaków, „szyjki” raka pręgowanego. O tym, co zakładam na haczyk, decyduje zwykle wywiad. Są wody, w których liny łowi się wyłącznie na przynęty mięsne, w innych liny nade wszystko przedkładają pokarmy wegetariańskie. Dlaczego tak jest? Nie wiem.
Karol Zacharczyk – Dziś na liny zwykle używam dwóch wędzisk: opisanej wcześniej spławikówki i feedera. Łowiąc feederem, używam mocnego wędziska „Target Feeder” „Exori”, dobrej tonącej żyłki „Trabucco”, nic nieważącego koszyczka wykonanego własnoręcznie z butelki typu pet, mieszczącego około 50–60 g lekko wilgotnej, słodkiej zanęty. Podczas rzutu koszyczek ma być na tyle ciężki, by można było wyrzucić go na odległość 40–50 metrów. Natomiast po opróżnieniu musi być bardzo lekki, by łatwo można było zaciąć rybę i aby nie ugrzązł w roślinach.
Karol Zacharczyk
Zawsze lubiłem nieduże, zagubione w lasach lub polach jeziorka. W takich wodach żyje jeden z największych skarbów naszych wód – czerwonooki lin.
Jako że liny są bardzo ostrożnymi rybami, kolor zanęty nie może odstawać zbytnio od koloru dna. Przygotowując łowisko, zawsze opróżniam tam kilkanaście koszyczków. Zarzucam zestaw, czekam aż koszyczek dotrze do dna i wykonuję mocne zacięcie – tę operację powtarzam kilkanaście razy. By nie rozrzucić zanęty na szpulę kołowrotka, po pierwszym celnym rzucie nakładam blokującą żyłkę gumkę recepturkę. Szczytówka wędziska powinna być delikatnie wygięta, ponieważ liny nie tylko pociągają przynętę, ale i ją podnoszą, co jest sygnalizowane jako wyprostowanie się szczytówki. Ustawiam wędzisko na podpórkach tak, by żyłka ze szczytówki wychodziła pod kątem rozwartym. Im dalej łowimy, tym kąt powinien być bardziej rozwarty.
Karol Zacharczyk – Robaczki zawsze odwiewam i przed łowieniem wrzucam do odtłuszczacza, który pozbawia je przykrego zapachu. Po założeniu na haczyk przynętę moczę w skoncentrowanym zapachu (dipie) typu „Tutti frutti”, malinowym, czekoladowym. Linowa przynęta ma leżeć na dnie, bez potrzeby (bez brania) nie przemieszczam jej. Lin jest wyjątkowym wśród ryb smakoszem i bardzo często zmienia swoje upodobania, dlatego jeśli nie ma brań, a widzę bąblujące w łowisku ryby, po prostu zmieniam przynętę.
Materiał umieszczono na stronie ZPW dzięki uprzejmości Redakcji Wiadomości Wędkarskich tel.: +48 (22) 620 69 03, fax: +48 (22) 620 50 84, e-mail: redakcja@ww.media.pl
FILM – Spinningowe zmagania ze szczupakiem na jeziorze Woświn – Wywiad z Karolem Zacharczykiem.
Więcej w dziale Wiadomości Wędkarskie
Bardzo przyjemny dla oka wpis. Miło się czyta do kawy. Sam zacząłem ostatnio zgłębiać tematykę łowienia linów. To piękna i waleczna ryba odpłacająca wędkarzowi za trud jaki włożył w przygotowania. Pomocny był dla mnie także artykuł Magdy http://angloo.com/lin-poznego-lata/