Chrońmy łowiska
Złów i wypuść – Każdy z nas – wędkarzy – ma swoją definicję wędkarstwa, jednak jednym ze wspólnych mianowników odróżniających nas od zawodowych rybaków pozostaje bezinteresowna przyjemność wynikająca z łowienia ryb. Oczywiście nie odbieram rybakom prawa do radości ze swojego zawodu, jednak różnica jest oczywista.
Presja na zasoby wodne z roku na rok się powiększa. Wraz z rozwojem technologicznym, nieograniczonym dostępem do transportu i komunikacji nawet najodleglejsze zakątki świata przestały być barierą dla osób szukających wrażeń z wędką w ręku. Dziś informacja o dobrym łowisku rozchodzi się w mgnieniu oka, a natura zdaje się pozostawać nieco w tyle. Tak jak kiedyś potrafiła samoistnie nadrabiać to, co człowiek jej zabierał, odradzać się po największych grabieżach, tak dziś zwyczajnie nie nadąża. Do tego doszło zanieczyszczenie środowiska, a w ślad za tym niszczenie tarlisk, eutrofizacja akwenów, a także przegradzanie rzek i w konsekwencji uniemożliwienie rybom wędrówek.
Nie rozwiązano kwestii kłusownictwa, nadmiernej eksploatacji ze strony rybactwa, a stworzone wiele lat temu prawo i regulaminy, które docelowo miały chronić przedstawicieli wodnego świata przed naszą zachłannością, już dawno przestały być adekwatne do obecnych czasów i realiów. Przez wiele lat tylko zarybienia traktowano jako remedium na spadające pogłowie ryb. Tymczasem tam, gdzie świadomość ekologiczna była większa, a społeczność wędkarska bardziej zorganizowana, powstawały nowoczesne rozwiązania, które coraz głośniej dobijają się do naszych drzwi.
Jednym z nich jest coraz bardziej popularna w Polsce idea „złów i wypuść”. Warto sobie uświadomić, że w rzeczywistości stosuje ją każdy wędkarz. W końcu wszyscy uwalniamy ryby niewymiarowe. W celu umożliwienia rybie przystąpienia do choćby jednego tarła, dla cennych gospodarczo gatunków, ustawodawca ustalił dolne wymiary, poniżej których złowioną rybę należy z całą starannością wypuścić do jej naturalnego siedliska. Ustalono także limity ilościowe, które niestety z biegiem czasu stały się zbyt duże. Dlatego, świadomi swojego wpływu na ulubione łowiska, wędkarze postanowili zaostrzyć zbyt liberalne przepisy i uwalniać już nie tylko ryby małe, ale także większe i te najbardziej cenne dla ekosystemu – największe okazy.
Z czasem okazało się, że przynosi to bardzo pożądane efekty. W łowiskach objętych zasadą „złów i wypuść” łowiono coraz większe ryby, a do tego coraz częściej odnotowywano przypadki łowienia tych samych ryb wielokrotnie. Zatem ten sam okaz mógł cieszyć kolejnych łowców, a poza tym mógł osiągać coraz większe rozmiary. W ten sposób pojęcie „złów i wypuść” przestało być górnolotną ideą wędkarzy, którzy w geście dobrej woli zwracali wolność godnemu przeciwnikowi, ale stało się narzędziem kontroli i utrzymania ograniczonych bądź co bądź populacji ryb.
Początkowo zapisy o uwalnianiu zdobyczy dotyczyły na świecie najczęściej miłośników szlachetnych ryb łososiowatych (łososie, pstrągi, lipienie), ale ich sukcesy szybko rozprzestrzeniły się na środowiska skupione wokół łowienia innych drapieżników (bassy, muskie, szczupaki), których z racji miejsca zajmowanego w łańcuchu pokarmowym jest najmniej, a rola, jaką pełnią w ekosystemie, jest przeogromna. Z czasem fenomen uwalniania okazów dostrzegli karpiarze, dla których możliwość dalszego wzrostu okazu, a w ślad za tym możliwość łowienia coraz większych karpi i amurów stała się celem nadrzędnym. Dziś w literaturze zagranicznej coraz więcej się pisze o przeniesieniu tej jakże skutecznej metody na łowiska i wędkarstwo morskie.
W opinii większości uznanych autorytetów wędkarskich, a także naukowców zajmujących się populacjami ryb idea „złów i wypuść” to jedyna szansa na pogodzenie wędkarstwa i zasobności naturalnych łowisk. Oczywiście przemyślane i kontrolowane zarybienia będą konieczne. Ochrona tarlisk wraz z dążeniem do renaturyzacji rzek i jezior nadal stanowić będą podstawę działań ekologicznych. Jednak my, wędkarze, także mamy olbrzymi wpływ na nasze ulubione łowiska. Narzędzie, jakim jest metoda „złów i wypuść”, doskonale służy ochronie najcenniejszych mieszkańców wodnego świata. Uwalnianie ryb ma jednak sens tylko wówczas, jeśli zwracany naturze okaz ma szanse na przeżycie.
Złów i wypuść – Tym artykułem chciałbym zaprosić do cyklu tekstów opisujących podstawowe techniki i narzędzia służące bezpiecznemu i szybkiemu uwalnianiu ryb.
Tekst i zdjęcie Mateusz Baran – autor książki „Złów i wypuść”
Materiał umieszczono na stronie ZPW dzięki uprzejmości Redakcji Wiadomości Wędkarskich tel.: +48 (22) 620 69 03, fax: +48 (22) 620 50 84, e-mail: redakcja@ww.media.pl