Sezon zasiadkowy w pełni. Wędkarze lubiący wędkowanie długoterminowe (czyli trwające kilka lub więcej dni) doczekali się wreszcie swojego sezonu letniego. W sezonie wakacyjnym można spokojnie poświęcić kilka dni i nocy do zaspokojenia swojej wędkarskiej pasji. W dzisiejszych czasach w zależności od ekonomicznych możliwości wędkującego, swoją wakacyjną wyprawę: oprócz kijów, sprzętu, akcesoriów, zanęt i robactwa, można doposażyć w: namioty, pojazdy mechaniczne nierzadko w campingi lub campery. Oczywiście na wypad nad wodę podróżuje się ze znajomymi po kiju lub z rodziną. Kiedyś wyglądało to mocno skromniej, wystarczyły: wędki, robactwo i ognisko a i ryby lepiej brały. Obecnie nad wodą można usłyszeć narzekania na presję wędkarską, niedorybianie wód czy przełowienie – przydałoby się sezonowanie łowisk czyli zamykanie ich dla wędkujących oczywiście po mocnym gruntownym zarybieniu na co najmniej pięć lat. Podobnie jak to się robi w krajach zachodniej Europy – nasi wodni decydenci nadal wolą spoglądać na wschodnią stronę podobnie jak „Zosieńka” ze starej żołnierskiej piosenki.
Odnośnie camperów to są one wyposażone nierzadko komfortowo w: mini-aneksy kuchenne, mini-łazienki, mini-klimatyzatory. Postęp technologiczny dotyka już wszystkich elementów ludzkiego życia, nie oszczędza on również wędkarzy.
Gdy na biwakową wędkarską zasiadkę wybiera się cała rodzina, to nierzadko takie wyjazdy są połączone ze wspólnym zwiedzaniem okolicy. Czasami dobre wędkarskie miejscówki są położone w niedalekiej odległości od turystycznych lub historycznych atrakcji regionalnych. Na tego typu uatrakcyjnienie rodzinnego wyjazdu często oprócz campera czy campingu zabierane są rowery. Dzięki nim można spokojnie zwiedzać okolicę wędkarskiej zasiadki nawet w promieniu kilkunastu a dla zaawansowanych kilkudziesięciu kilometrów dziennie.
Tak wypoczywają czynni wędkarze kochający przebywanie na łonie natury. Jednak ostatnio wytworzyła się spora grupa z przewagą na młodzież, która nienawidzi spotkań z komarami i trudnościami poruszania się w terenie. Oni wybierają wędkarstwo wirtualne przykładowo: „Fishing Planet”. Grę wymyślili miłośnicy wędkowania ze Stanów Zjednoczonych. Jest ona dość ciekawym suplementem naturalnego wędkowania. Do dyspozycji wirtualnego wędkarza jest spora gama wiernie odzwierciedlonego różnego rodzaju sprzętu: wędzisk, kołowrotków, akcesoriów, odzieży oraz przynęt wędkarskich. Wszystkiego w wirtualnym świecie należy używać zgodnie ze sztuką wędkarską oraz metodami wędkowania. Przynęty, żyłka, haczyk oraz grunt czy w przypadku spinningu metoda prowadzenia mocno wpływająca na skuteczność wędkarza.
Sezon zasiadkowy w pełni
Inną lubianą przez wirtualnych wędkarzy jest gra „Ultimate Fishing Simulator” dostępna na platformie Steam. Jest to polski konkurent wyżej wymienionego już symulatora wędkowania. Produkcja ta wyróżnia się między innymi realistycznymi modelami łowienia, bardzo dobrą grafiką, fotorealistycznym systemem wody oraz zróżnicowanymi metodami połowów. Twórcy tej gry planują również mocne postawienie na tryb multiplayer. Dostępne są wersje na PlayStation 4, Xbox One oraz Nintendo Switch.
Symulator wędkarski to dzieło Ultimate Games oraz Bit Golem. Nad grą pracują m.in. osoby, które były zaangażowane wcześniej w produkcję gier wędkarskich (np. Fishing Planet). Wydawcą jest również Ultimate Games.
Sezon zasiadkowy w pełni
Do uczestnictwa w wyżej opisywanych wirtualnych atrakcjach niezbędny jest dedykowany do gier komputer.
Komputery przestały już być narzędziami wyłącznie przydatnymi w czasie pracy biurowej często służące jedynie do uruchamiania Office. Dzisiaj dzięki poprawnie złożonemu sprzętowi możemy cieszyć się wędkarskimi grami. Przy samodzielnym składaniu komputera należy pamiętać o fundamentalnych zasadach – buduj go od podstaw, nie od środka. Zaczynamy od obudowy, która musi być funkcjonalna i odpowiednio pojemna by na przykład dokupiony przez nas wydajny cooler procesora mógł się w niej spokojnie zmieścić. Następnym filarem zestawu jest zasilacz. Niezawodny, mocny i oczywiście modularny żeby zapomnieć o niezagospodarowanych, luźnych kablach zasilających, często spinanych i upychanych wewnątrz komputerowej obudowy. Zasilacz modularny to wyklucza, w tym przypadku kable dobieramy odpowiednio do naszych potrzeb. Dopiero w tym momencie, gdy mamy już obudowę i zasilacz możemy pomyśleć nad płytą główną, która będzie sercem naszego wymarzonego PC-towego zestawu.
Komputer nie lubi półśrodków, jeśli płyta będzie źle zakupiona (przykładowo budżetowa wersja), budowa dobrego zestawu do gier nie będzie miała większego sensu ponieważ co byśmy dalej nie próbowali dokładać: procesor, karta graficzna, pamięć ram wszystko będzie pracować według parametrów dyktowanych przez źle dobraną płytę główną.
Sezon zasiadkowy w pełni
Na zakończenie troszkę polskiej informatycznej historii.
Jacek Rafał Karpiński urodzony 9 kwietnia 1927 w Turynie, zmarł 21 lutego 2010 we Wrocławiu – polski inżynier elektronik i informatyk, żołnierz Szarych Szeregów w batalionie „Zośka” pseudonim „Mały Jacek”, uczestnik Powstania Warszawskiego, trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych.
Konstruktor polskich pierwszych minikomputerów 1965 rok – KAR-65, pracujący z prędkością 100 tysięcy operacji na sekundę. KAR-65 był dwa razy szybszy od ówczesnej szafy obliczeniowej Odry. Komputer ten działał do połowy lat 80 XX wieku.
K-202 produkowany w latach 1970-1973 na układach scalonych małej i średniej skali integracji. Jednostka centralna wyposażona była w pamięć stałą i operacyjną, które można było rozszerzać.
Wyprodukowano trzydzieści sztuk K-202, 15 sztuk trafiło do Wielkiej Brytanii.
Komputer Karpińskiego wyprzedzał swoją epokę o dziesięciolecia, nie tylko jeśli chodzi o moc obliczeniową, a była ona kilkukrotnie wyższa niż u debiutującego 10 lat później komputera osobistego firmy IBM. Teoretycznie miał on do dyspozycji 8 MB pamięci. Zaskakiwał też niewielkimi rozmiarami, mieścił się on bowiem w walizce.
W artykule wykorzystano źródło: „Wikipedia”.
Od czego by zacząć – fajna grafika choć kiepsko zoptymalizowana i zarzyna karty graficzne.
Fajny mechanizm łowienia choć bezsensowne jest to, że jak chce się złowić unikatową rybę to trzeba trafić w odpowiednią porę, w bardzo wąski obszar i do tego mieć odpowiednią przynętę. Ryby zostały zbyt punktowo zaprogramowane.
Fajnie rozbudowane przynęty, zanęty, setki akcesoriów i gadżetów – trzeba wszystko dobrać pod konkretną rybę – jak się nie jest wędkarzem to nie ma samouczka który by w tym pomógł., opisy przynęt są zbyt ogólnikowe. Niestety sporo sprzętu tylko dostępnego za realną kasę -zwłaszcza tego najlepszego. Turnieje to też trochę taki pic na wodę bo najczęściej nie obędzie się bez sprzętu kupowanego za realne pieniądze.
Realnie da się bezkosztowo dojść gdzieś do 5-6 łowiska w miarę przyjemnie spędzając czas, zaś później ceny sprzętu są coraz większe (nawet kilkudziesięciokrotnie), a zysk z ryb coraz mniejszy (ryby są coraz cięższe i zużycie sprzętu jest coraz większe), niektóre ryby na 5 czy 7 łowisku są tańsze niż te na początkowych. Małych rybek nie można wykorzystać jako żywca tylko trzeba żywca kupić za kasę. Zużycie sprzętu jest absurdalne – po kilkunastu „dniach” sprzęt jest prawie zniszczony, a naprawy są baaaaardzo kosztowne. W efekcie nie starcza wirtualnych pieniędzy na sprzęt – ale zawsze jest opcja kupienia sprzętu za realną gotówkę do czego twórcy gry mocno i niekiedy nachalnie zachęcają starając się złowić wędkarza na haczyk.
Nawet jak ktoś wyda sporo realnej kasy na sprzęt to i tak ma ograniczoną pojemność magazynu, więc kiedyś go będzie musiał sprzedać.
Generalnie – fajna gierka gdzieś do 5-6 łowiska, później to już rzeźnia dla wytrwałych albo posiadających sporo zbędnej gotówki.