Opowieść o Inie
Opowieść o Inie – Przez dziesiątki lat Ina była rzeką żeglowną. Po wojnie, w latach 60-tych, ponownie zamierzano uruchomić pod Goleniowem port. Niestety, ówcześni decydenci z tych planów zrezygnowali.
Opowieść o Inie – Dane techniczne
Typowo nizinna rzeka powstała, gdy cofający się do Morza Bałtyckiego lodowiec wyrzeźbił jej koryto. Rozpoczyna swój bieg w Jeziorze Ińsko rowem odprowadzającym nadmiar wody z jeziora. Długość Iny wynosi 129,1 km, a jej spadek 0,3 ‰. Prędkość płynącej wody przy stanach średnich wynosi 0,56 m/sek. Napełniają ją następujące rzeczki i kanały:
Krąpiel, Stopnica, Rączyca, Mała Ina, Struga Stawna, Struga Biała, Wiśniówka i Struga Goleniowska. Najmniejszy przepływ wody notowany na wodowskazie w Goleniowie wystąpił w 1954r. i wynosił 1,6 m3/sek., zaś najwyższy w 1979r. i osiągnął 88 m3/sek.
Dorzecze Iny wynosi 2190 km2, z tego 13 % stanowią lasy, 13 % użytki zielone, 73 % grunty orne oraz 1 % inne. Na trasie rzeki są dwa wodowskazy: w Stargardzie Szczecińskim i od 1901r. w Goleniowie. Dla Goleniowa stan ostrzegawczy wynosi 270 cm, a alarmowy 320 cm, „0” wodowskazu jest umieszczone na wysokości +1,75 m i jest to 15,8 km, licząc od Inoujścia.
Ina przepływa przez następujące miejscowości:
Ciemnik, Sulibórz, Recz, Sławęcin, Piasecznik, Krępcewo, Święte, Witkowo, Stargard, Klępino, Lubowo, Żarowo, Rogowo, Poczernin, Sowno, Strumiany, Zabrodzie, Goleniów, Modrzewie, Inoujście oraz 4 jeziora: Wisala, Krzemień, Bytowo, Szacko i stanowi prawy dopływ rzeki Odry.
Opowieść o Inie – Żegluga na rzece
Ina była do okresu II Wojny Światowej rzeką przystosowaną do żeglugi. W rejonie pierwszego ujścia rzeki do jeziora Dąbskiego do dziś zachowały się resztki pali i ślady umocnień brzegowych. Właśnie tutaj dokonywano przeładunku towarów ze statków morskich na płaskodenne barki, które dopływały do Goleniowa, a nawet i do Stargardu Szczecińskiego. Znajdowała się tu też karczma, no i komora celna, gdzie pobierano myto od przewożonych towarów. Ponieważ ujście Iny było zbyt płytkie i stale się zamulało, po pogłębieniu i regulacji rzeki w XVIII w. wyprostowano jej koryto w dolnym biegu i przeniesiono do Inoujścia port i magazyny.
Siłą napędową dla barek płynących pod prąd był początkowo wiatr i ludzie, tzw. burłacy, a później konie, które ciągnęły barki, idąc wzdłuż brzegów Iny. Była to mozolna i długa podróż gdyż, zwłaszcza wiosną, brzegi były rozmoknięte i konie się zapadały w torf. Sprawę rozwiązało wynalezienie silnika parowego i zastosowanie go do napędu barek. Barki, które nie miały silników, były holowane przez małe holowniki rzeczne, oczywiście za odpowiednią opłatą.
Towar, po dopłynięciu do Goleniowa, był magazynowany w spichlerzach znajdujących się w porcie. Największy z nich pozostał do dziś, choć przy braku konserwacji ze strony właścicieli i pomysłu na jego wykorzystanie dni jego są chyba policzone. Podobny do naszego spichlerz o ryglowej konstrukcji stoi w centrum Uckermünde i jest przerobiony na bardzo stylowy hotel o ryglowej konstrukcji.
Zaraz za basenem kąpielowym znajdowała się druga komora celna, gdzie pobierano myto od kupców stargardzkich. W pierwszej, tej na Inoujściu, płacili myto na rzecz księcia Barnima mieszkańcy Goleniowa i Stargardu. To podwójne opodatkowanie bardzo się stargardzkim kupcom nie podobało, spalili więc komorę i zniszczyli kloc zamykający rzekę.
Opowieść o Inie
Opowieść o Inie – Regulacja rzeki
Ponieważ spadek rzeki 0,3 ‰ jest niewielki, następowało nieustanne zamulanie koryta Iny, a zwłaszcza jej dolnego odcinka, wobec czego aby utrzymać żeglugę, konieczne były prace regulacyjne oraz konserwacyjne. Do dzisiaj zachowała się archiwalna dokumentacja techniczna w Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych w Goleniowie z 1868 i 1883r. na prowadzone w tym okresie prace.
Dokumentacja ta składa się z dokładnych map rzeki Iny, znajdujących się na niej budowli, profili podłużnych i poprzecznych, mostów, przepustów a także dokładnych kosztorysów za wykonywane roboty renowacyjne. Co jest ciekawe, wszelkie prowadzone na Inie regulacje były uzgadniane z policją w Szczecinie. Są także dzienniczki niwelacyjne, z których wynika, że w tych czasach głębokość Iny była znacznie większa niż jest obecnie i wynosiła 1,20 m przy średniej wodzie.
W miejscowości Lubowo k/ Stargardu zaprojektowano i wybudowano zaporę na Inie spiętrzającą wodę do napędu młyna. Niestety dziś młyn nie pracuje, a zapora jest zniszczona.
A szkoda, bo była to nowatorska jak na tamte czasy zapora, tak skonstruowana, że mimo regulowanego podpiętrzenia wody, można było górą przepływać kajakiem czy łodzią. Autorem projektu był profesor Lückemann z Wrocławia, a tego typu spiętrzenia zastosowano w Szwajcarii, Niemczech oraz w Austrii w Wiedniu na Dunaju.
Opowieść o Inie – Czystość wody
Wypływająca z jeziora Ińsko woda posiada I klasę czystości, potem-płynąc przez kolejne miejscowości nie posiadające oczyszczalni- traci swoją klasę, a na odcinku od Stargardu do Inoujścia kilka lat temu była tak brudna, że nie mieściła się w żadnych normach czystości. Od kiedy w Stargardzie wybudowano oczyszczalnię z prawdziwego zdarzenia, rzeka wróciła do II klasy. Być może już byłaby w I, ale nie czyszczone ścieki z domów nie tylko przy ulicy M. Konopnickiej robią swoje.
Mimo tego wyraźnie widać, że rzeka jest znacznie czyściejsza i wróciły tu nawet szlachetne ryby, czego już dawno nie było.
Dalszym czynnikiem, ale też znacznym, jest zmniejszenie chemizacji rolnictwa. Upadły PGR-y gdzie stosowano znaczne ilości środków ochrony roślin czy też nawozów często wysiewanych z samolotów. To powodowało, że duże ilości tych środków spływało z wodą opadową do Iny, powodując jej degradację.
Opowieść o Inie – Zagrożenie powodziowe
Takie zagrożenie było już wcześniej i istnieje nadal, mimo iż wały powodziowe są znacznie wyższe i lepiej zbudowane niż to było dawniej, czyli za czasów niemieckich. Wtedy to budowane wały nie chroniły przyległych gruntów przed wodami pochodzącymi z roztopów wiosennych. Niemcy pozwalali, aby te wody przelewały się przez wały i nawoziły sąsiadujące z rzeką ziemie. Nawet teraz widać, że trawa rośnie znacznie szybciej na międzywalu rzeki niż ta za wałem. Jest to spowodowane bardzo żyznym namułem, który niesie z sobą płynąca woda. W latach 80. sprowadzono do Goleniowa wojsko, które oczyściło międzywale rzeki, wycinając maczetami rosnące tam krzaki. Wystarczyły dwa lata, aby to, co było wycięte, odrosło jeszcze bujniej.
Opowieść o Inie – Port rzeczny w Goleniowie
W latach 60. powstała koncepcja przywrócenia Inie zdolności żeglugowej. Na zlecenie Okręgowego Zarządu Wodnego w Szczecinie firma „Hydroprojekt” z Gdańska taki projekt opracowała. W pierwszej fazie miał być wykonany odcinek Inoujście – Goleniów i dalej Goleniów – Stargard Szczeciński. Projekt zakładał wybudowanie portu rzecznego w Goleniowie na miejscu obecnych ogródków działkowych za oczyszczalnią ścieków. Przewidywano roczny transport wodą 54.500 ton oraz żeglugę pasażerską do przystani koło spichlerza. A jakie towary miały płynąć Iną? Węgiel, nawozy, cement, materiały budowlane, drobnica oraz paliwo. Rozważano też doprowadzenie bocznicy kolejowej, wybudowanie magazynów portowych, dróg dojazdowych oraz dźwigów. Oczywiście w pierwszym rzędzie należało rzekę uregulować, umocnić brzegi, zachowując szerokość dna 9 m, nachylenie skarp 1:2, szerokość górą 14 m, a także wyprostować liczne zakola rzeki oraz należałoby też usunąć filary mostu Święta – Inoujście. Aby zapewnić poziom wody pozwalający na żeglugę przez cały rok, należałoby też wybudować na 3 km od Odry jaz piętrzący wodę. Po Inie miały pływać zestawy pchane typu Żubr, składające się z dwóch barek złączonych rufami oraz pchacza posiadającego dwa silniki Puck 90 wysokoprężne wolnoobrotowe. Zestaw taki posiadałby długość 82 m, szerokość 8,50 m i maksymalną nośność 580 ton. Natomiast ruch turystyczny miały przejąć motorówki o długości 15 m zabierające 30 pasażerów. Przewidywany czas płynięcia barek na trasie Szczecin – Goleniów w jedną stronę 3 godziny. Wyliczono też przewidywane efekty gospodarcze, z których wynikało: koszt inwestycji 221 mln złotych, zwrot kosztów inwestycyjnych po 12 latach eksploatacji portu rzecznego w Goleniowie. Na zakończenie tej optymistycznej inwestycji kubeł zimnej wody wylewa na głowy projektantów Zjednoczenie Żeglugi Śródlądowej z Warszawy swoją opinią, że „nie jest zainteresowane wznowieniem żeglugi na Inie, gdyż jednostki gospodarcze nie zgłosiły potrzeb towarowych” i koniec, kropka. Dokumentacja trafiła do lamusa dnia 13 XII 1966 roku.
Opowieść o Inie – Chwila obecna
Jest w opracowaniu dokumentacja techniczna na regulację rzeki Iny na odcinku od Inoujścia do Goleniowa, ale obejmuje tylko pogłębienie rzeki w celu uniknięcia zagrożenia powodziowego oraz podwyższenie wału p.powodziowego na prawym brzegu w rejonie Modrzewia, wycięcie krzaków i drzew przeszkadzających w spływie wody do rzeki Odry.
O żegludze nic tam się nie mówi. Dokumentacja zostanie wykonana do końca września br. a potem nastąpi przetarg na wykonanie robót renowacyjnych. Dobrze by się stało, aby przy okazji tej inwestycji zostało naprawione nadbrzeże koło spichlerza, a także oczyszczone zatory i wycięte drzewa na odcinku do Sowna. Warto się planowanymi robotami zainteresować tym bardziej, że pojawiła się w ostatnich dniach koncepcja, aby wystąpić o fundusze pomocowe na budowę szlaku kajakowego na rzece. Podobna szansa może się znowu przez kolejne kilkadziesiąt lat nie powtórzyć, a czas już chyba na to, aby miasto wróciło do swojej kolebki, czyli do rzeki, aby zaczęło korzystać z dobrodziejstw, które ta może ofiarować. Jeśli nie gospodarczych, to przynajmniej turystycznych i rekreacyjnych. Warunek jednak musi być taki, abyśmy się dalej „tyłem do rzeki” nie odwracali..
Tekst: H.Z. Zawadzki
Opublikowano za zezwoleniem Gazety Goleniowskiej
Opowieść o Inie
Wiadomość ze skrzynki e-mail:
Co mnie skłoniło do napisania kilku refleksji na temat rzeki Iny- nad tą rzeką wychowywałem się od dziecka i znałem ją doskonale. Zaznaczam znałem do roku 1982 kiedy wyjechałem z Sowna do Siemiatycz (Podlaskie) nad Bugiem, też piękną rzeką, nad którą odbywają się zawody ogólnopolskie, takie jak Solidarności i inne.
Uczestniczyłem w nich, jako sędzia sektorów. Ale wracając z sentymentem do Sowna i Iny, muszę powiedzieć, iż była to bardzo rybna rzeka, gdzie człowiek nie ingerował w jej naturalny bieg a ryby same regulowały swój rozród.
W latach: pięćdziesiątych, sześćdziesiątych ci, co łowili nie mieli żadnych kart, sprzęt był dość prymitywny a na haczyku wisiał robak wykopany z ziemi, na węgorza no to oczywiście „rosówy”, a ryby łowiły się bardzo duże. Okres tarła szczupaka to okres po zimie i wylewy po okolicznych łąkach, a tam szczupaki, których widok przerażał, bo 10, 15 kilogramów to normalka.
Pewnego roku w lipcu/sierpniu około 1963/64 pod wieczór idąc „pokąpać” się widzę wielu kolegów jak i dorosłych, którzy nad brzegiem łapią rękoma wielkie węgorze i odrzucają je dalej od wody. Widok był niesamowity węgorze leżały częściowo w wodzie a częściowo na trawie. Przy niewiedzy nie sposób było je złapać trzeba było ręce mieć w piasku lub łapać przez trawę, bo inaczej uciekały z rąk. Dlaczego one były na brzegu nie wiem, były wtedy bardzo upalne dni, czy to miało wpływ?
To piękno i obfitość ryb nie trwało długo. Może po 2/3 latach przyszedł kataklizm, bo tak to można określić Stargardzka Pollena (tak wówczas mówiono) popuściła swoje ścieki a na długości około 3 kilometrów płynęły potężne ryby, wręcz spiętrzone, tylko, że do góry brzuchami i oznakami dogorywania.
Miejscowa ludność, ta odważniejsza, zbierała ryby całymi wannami. Czy ktoś za to odpowiedział? Wątpię. Jeżdżę do Sowna, bo mam tam rodzinę i nieraz chodzę popatrzeć nad Inę. Widać znowuż rzeka żyje, na pewno dzięki ludziom, którzy tego chcą i o to dbają. Widok uciekającej drobnicy świadczy, że drapieżnik czyni swoją powinność a zawirowania typowe dla większej ryby też są wymowne. Wielkie słowa uznania dla waszego Zarządu PZW i wędkarzy.
To tylko kilka moich refleksji, może dla tych młodszych wędkarzy, chociaż?
Pozdrawiam – Kazimierz Zajko, kiedyś z ukochanego Sowna.